Niemal za każdym razem, kiedy
wypowiadam słowa: lubię swoją pracę,
słyszę nieufne: hmm.. taa... Ale ja naprawdę
lubię swoją pracę!!! (Tutaj dokładam jeszcze tupnięcie nóżką.) Zdziwiony? A
jednak... wyobraź sobie, że istnieją jeszcze mieszkańcy planety Ziemia, którzy
na dźwięk budzika odsłaniają swoje żółtawe jedyneczki w szerokim uśmiechu. Przy
porannej kawie powracają myśli: zaraz
pójdę do pracy..tralala lala, po czym radośnie podskakując wbiegasz do
tramwaju, no bo przecież jedziesz do pracy!!! Achhh... Przesadziłam? No dobrzrzrzeeee, może troszkę... Ale ja naprawdę
lubię swoją pracę!!! (Tutaj łobuzersko i zaczepnie wytykam język.) A niby
dlaczego miałabym nie lubić? Każdy nowy dzień różni się od poprzedniego. Dni są
mniej lub bardziej monotonne. Dzisiejszy był zdecydowanie mniej...
No właśnie. A bo to dziś na
lekcji Janek, (ten z niedostosowaniem społecznym), zmienia okrzyk z głośnego i
zachrypniętego BONZZZZAJJJJJJ!!! na
taki bardziej przyziemny jak KUUUPAAAA!!!
Ale to nie była zwykła KUUUPAAA!!! To
była KUUUPAAA!!! w wersji operowej,
taka z wysokim C. Dorzuca do tego efektowne uderzania głową w ścianę. Janek
powiedział, że dedykuje ją, (czyli KUUUPĘĘĘ!!!) mi, bo jestem fajna dupa.
Uprzejmie dziękuję.
Uprzejmie dziękuję.
Chwilkę po tym Staś, (ten co
kiblował już trzy razy), skwapliwie podchwytuje temat, gdy na niezgrabnie poszarpanej
kartce papieru narysuje kupę i podpisuje KUPA
PANI WIOLETKI. Tak więc z rączki do rączki, z ławki do ławki, wśród wszechobecnych
szeptów i chichotów KUPA PANI WIOLETKI trafia
do mnie. No no no!! Cóż to była za kupa! Muszę przyznać, że to była kupa klasy
pierwszej!!! Jeszcze ciepła, bo dymiąca!
- Stasieńku, to jest doprawdy, najwspanialsza kupa jaką w swym cudnym
życiu widziałam! Dopiero teraz odkryłam, że masz talent plastyczny!!! Czy
narysujesz coś dla nas? Jeśli zechcesz, powiesimy twoją pracę w klasie.
Zaryzykowałam. A co tam!!! W
duchu modląc się, by nie była to...no sam wiesz co. Trzynastolatek tylko
spojrzał na mnie wnikliwie tymi swoimi biednymi oczętami, w których ja zawsze
widziałam tylko cierpienie, samotność i brak zrozumienia. Uśmiecha się. A więc
biorę to za tak! Już po niedługim czasie przekonałam się, że Staś wziął sobie
moje słowa głęboko do serca. Pani Izabela Menda, nauczycielka historii,
odnalazła w sali nr 15, w ostatniej ławce pod oknem, równie dorodną kupę z
podpisem STACHU - ARTYSTA-RZEŹNIK.
Hmm...taa...
Zatem lekcja trwa. Kinga, (ta z
upośledzeniem w stopniu lekkim), siedzi pod krzesłem z kapturem na głowie,
Czarek, (ten z głęboką dysleksją rozwojową), dłubie w nosie, a to co wyłowi
wyciera o blat ławki, Ola, (ta z dziecięcym porażeniem mózgowym), nerwowo
śmieje się i podryguje swoim spiętym ciałem. Podejrzewam, że notoryczne
rozbawia ją Janek, któremu nie nudzi się walenie głową w ścianę. Tereska, (ta z
rodziny patologicznej), robi sobie sweet
focie, swoim równie sweet różowym telefonem. Basia, (ta której matka
ostatnio przyszła pijana na zebranie z rodzicami), maluje markerem po ławce. Twierdzi
jednak, że jest zmywalny. Aha, więc w porządku. Piotrek, (ten u którego nic nie
stwierdzono), właśnie wydał na świat siarczystego bąka. Ale taaaakieeeeegooooo
bąka, że w klasie nagle atmosfera się zagęściła. Próbując się usprawiedliwić
(chyba!) dodaje soczyście:
- Poszzzzło aż z jjjellliiit!!!
Hmm...taa...
Panujący na lekcji marazm
przerywa Patryk, (ten który ma przydzielonego za rozboje i kradzieże kuratora)
pytając:
- A ile właściwie ma pani lat?
- Dwadzieścia sześć - odpowiadam.
- A ma
Pani męża? - kontynuuje chłopiec.
- Nie mam - odrzekam.
- A dzieci?- drąży dalej.
- Yyyy... też nie - odpowiadam niepewnie.
No i STOP KLATKA: wszyscy
przerywają to, co w tej chwili robią i wnikliwie wpatrują się we mnie. Zauważam,
że Czarek nie zdążył wytrzeć kolejnego gluta o blat ławki. Został mu na palcu
wskazującym. Kinga zdjęła kaptur z głowy, a Janek przestał wykrzykiwać KUUUPAAA!!! Ze smutkiem w oczach i
głosie, Patryk mówi powoli i z niedowierzaniem:
- DWAAADZIEŚŚŚCIAAA SZEŚŚŚĆĆĆ??? I nie ma Pani męża? Ani dzieci? O!
Kurwa! To już pewnie nie będzie miała Pani ani męża, ani dzieci... - puentuje.
Było to tak oczywiste, tak
prawdziwe i tak empatyczne z jego strony, że na myśl mi tylko przyszło, by
usiąść koło Janka (tego z niedostosowaniem społecznym) i zacząć samej walić
głową w ścianę i wykrzykiwać...no sam wiesz co.
Hmm...taa...
Nie zdążę jeszcze w pełni
przetrawić tego, co usłyszałam, tym bardziej jakoś się do tego odnieść, gdyż Piotrek,
(ten u którego nic nie stwierdzono), prosi o zgodę na wyjście do toalety.
Naturalnie, zgodziłam się. Ostatniej rzeczy, jakiej w tej chwili potrzebowałam,
to nastolatka oddającego mocz na klasową
ścianę...może ławkę...może tablicę... (uwierz mi, już to przerabiałam). Po
chwili, Basia (ta od zmywalnego markera) z nutką ciekawości w głosie pyta:
- Pani! A sprawdzi Pani, czy dostałam uwagę od baby z gegry?
A prosszzzę. Zatem sprawdzam. Aha!
Jest! Basia Szyja: Zjada ściągi po klasówce.
- Basiu, ale żeby zaraz
zjadać...?- pytam.
- Spoko, Pani, jak wróciłam na chatę, to je wyrzygałam!
Aha, więc w porządku.
Hmm...taa...
Nie mogę się oprzeć ciekawości i
czytam kolejne uwagi:
Patryk Bródka (ten, który ma
przydzielonego kuratora za rozboje i kradzieże): Ukradł
ze szkolnego WC deskę sedesową i przechowuje ją w tornistrze.
(Ukradkiem
spoglądam na jego plecak. Ha! Rzeczywiście!)
Czarek
Szyjka (ten z głęboką dysleksją rozwojową): Na lekcji dłubie w nosie i mówi, że to jak narkotyk.
(Ha!
Ale o wycieraniu glutów o blat ławki nie wspomniano!)
Teresa
Wąsik (ta od sweet foci): Kradnie ziemniaki ze szkolnej stołówki i robi z woźną
frytki.
(Ha!
Nasz szkolny Robin Hood - kradnie...ale się i dzieli!)
Jan Stópka (ten od KUUUPAAA z
wysokim C): Na melodie hymnu szkolnego ułożył
pieśń zagrzewająca uczniów do walki z nauczycielami.
(Ha!
To dopiero talent muzyczny!)
Stanisław
Oczko (ten od KUPA PANI WIOLETKI na kartce): Namalował na ławce gołą babę
goniącą knura.
(Ha!
A jednak talent plastyczny!)
Patryk
Nosek (ten co teraz jest w toalecie): Uczeń siedzi w ławce i zachowuje się
podejrzanie.
Hmm...
No właśnie. Nerwowo zerkam na zegarek. A co Patryk robi w toalecie juz 17
minut? O! O wilku mowa. Już jest. Wchodzi do sali jak gdyby nic się nie stało.
Czyżby? Zalewam go falą pytań i domysłów:
- Gdzie byłeś tyle czasu? Co robiłeś?
Pewnie poszedłeś do sklepiku! Wiesz, że nie wolno! A może poszedłeś na dymka?
Pewnie tak! Ostatnio Cię na tym złapałam, pamiętasz? Z miną niewiniątka
wyznałeś, że tylko wykurzasz robale z kibla!
Widzę
tę niezadowoloną minę, spostrzegam te zaciśnięte pięści, przeczuwam, że chce
się usprawiedliwić, jednak nie pozwalam mu dojść do słowa. Wszystkie frustracje
z dzisiejszego dnia skumulowały się i wystrzeliły niczym z karabinu maszynowego.
Kontynuuję zatem swoją tyradę:
- No przyznaj się, gdzie byłeś! Co tyle
czasu robiłeś? Pewnie znowu narażałeś innych uczniów na śmierć rzucając w nich
papierem toaletowym! A może jak Tereska, ukradłeś ze stołówki ziemniaki i
robiłeś z woźną frytki? Hmm??? No przyznaj się, gdzie byłeś! Co tyle czasu
robiłeś?
Widzę
tę czerwoną ze wściekłości twarz, spostrzegam zaciśnięte usta, przeczuwam, że
zaraz wybuchnie:
- No KUUUPĘĘĘ robiłem!!! No co!!! - krzyknął.
Aha, więc w porządku.
ciekawy tekst uchwycony w lekki i przyjemny sposób. Z przyjemnością czyta się ten tekst, z niecierpliwością czekając na kolejne wersy! Pisz, Twórz i ciesz się tym jak dotychczas!~ Stephen King mawia, że aby pisać trzeba pisać, pisać i jeszcze raz pisać!
OdpowiedzUsuń:D Normalnie przebieram nóżkami z radości;-) Serdecznie dziękuję! Niezwykle motywujące słowa!
OdpowiedzUsuńBrawa dla autora tego tekstu !
OdpowiedzUsuńFajny blog pisany ciekawym językiem :)
OdpowiedzUsuńciekawy wpis! postaram się wchodzić tutaj częściej
OdpowiedzUsuńHaha! Super tekst!
OdpowiedzUsuń