środa, 29 października 2014

TEŚCIOWA cz. II

- Nie mogę jechać na...yyy...tym - wymamrotałam niepewnie, kiedy to zobaczyłam Jadźkę siedzącą na okazałym, seledynowym motorze i podającą mi kask, nie byle jaki, bo z namalowanymi żółto-zielonymi płomieniami - mam dziś na sobie spódnicę ołówkową - dodałam przepraszająco, jednocześnie wskazując na tę obcisłą część mojej garderoby winną zniweczenia (mam nadzieję!) nikczemnego planu.
Skrzętnie zanotowałam w pamięci, aby zawsze ubierać spódniczki, kiedy to przyjdzie mi ponownie spotkać się z moją teściową. You never know, co ona tam może wymyślić. Jedno jest pewne, za żadne skarby świata nie wsiądę na ten złom! No way!!! I nikt nie jest w stanie mnie do tego przekonać! Nawet Robaczek! A już na pewno nie Jadzia!
No chyba...no może...no przypuszczalnie, że..., że za okrąglutki milionik! Ha! Wówczas jestem w stanie przejechać się na nim nawet NAGUSIEŃKA i to pod sam budynek gimnazjum, w którym pracuje! A co!
- Echh... - westchnęła moja teściowa, zakłócając mój myślotok - zaraz ci pomogę - i w trzy sekundy znalazła się koło mnie. Jednym, zgrabnym ruchem, energicznie pociągnęła dłońmi moją kieckę zaczynając od dołu a kończąc gdzieś w połowie, przerywając ją precyzyjnie wzdłuż tworząc nic innego jak... rozporek - teraz możesz jechać - dodała bezsprzecznie dumna ze swojego dzieła. 
- Jak mogł...!!!
- Dobra, dobra, tylko mi tu nie pień piany! Wsiadaj na to cacko i jedziemy. Przed nami szmat drogi.
- Ale ja nig...!!!
- Ależ pojedziesz! To arcydzieło to Kawasaki Ninja ZX - 10R, 200 koni mechanicznych! Wiesz ilu ludzi sprzedałoby się tylko za to, by móc się nim przejechać? Powinnaś być zajarana jak ksiądz nowym ministrantem!
- Ale mnie to nie obch...!!!
- Obchodzi, obchodzi, a raczej będzie obchodziło, bo jedziemy do Warszawy. Poznasz moich chłopców!
- Chłopców??? - moja jeszcze nieposkromiona złość powoli przeistaczała się w ciekawość - nie wiedziałam, że masz inne dzieci, Robaczek nic mi o tym nie wspominał - dodałam zakłopotana, jeszcze z wypiekami na twarzy od świeżej wściekłości.
- Bo Rob...ert nic nie wie, hehe... - jak widać moja pieszczotliwa ksywka nie przeszła jej przez gardło. - Wsiadaj! - wycedziła wartko głosem nietolerującym sprzeciwu.
Przyznam szczerze, byłam zakłopotana w najwyższym stopniu. W głowie kołatały mi się dziwaczne myśli. Pomieszanie z poplątaniem dosłownie i w przenośni. Jak ona mogła tak potraktować moją spódniczkę z Zary za 199.99? Bardzo trafiony prezent od Robaczka! Pamiętam to jak dziś, kiedy to marzyłam o niej GŁOŚNO (ma się rozumieć!) w centrum handlowym, z nadzieją, że może mój luby (stojący obok mnie) moje marzenia usłyszy. I usłyszał, i wysłuchał, to znaczy spełnił. I to od razu! Ha!
Skrzętnie zanotowałam w pamięci kolejne dwie rzeczy. Pierwsza: to ta, aby NIGDY nie ubierać ponownie spódniczki, kiedy to kolejny raz przyjdzie mi spotkać się z moją teściową. You never know, co ona tam może znowu wymyślić. Druga: to czym prędzej, najlepiej zaraz po powrocie, poinformować Robaczka o rodzeństwie. Pewnie złapie się chłopak za głowę i rozdziawi gębę. Ale pewnie też będzie bardzo kontent. Jego ekscytacja i rozgorączkowanie zapewne sięgną Olimpu. Używając jadziowego języka: będzie się jarał jak Ronaldo żelem. Doprawdy, mam nieodparte wrażenie, że ta kobieta jest niczym monstrualny huragan, który sieje spustoszenie fizycznie i psychicznie gdziekolwiek się nie znajdzie. Ona jest, mówiąc bardzo delikatnie, ekscentryczna. Natomiast mówiąc normalnie i do rzeczy: sfiksowana, nieobliczalna, a nader wszystko najwyraźniej opętana. No i stuprocentowo ma ADHD. No i możliwe, że ma jakieś zaburzenia osobowości, zapewne cechują ją osobowość paranoiczna, a może i schizoidalna, a już na pewno dyssocjalna i przypuszczalnie oprócz tego... yyy... spokojnie, z czasem COŚ na pewno jeszcze na nią znajdę.
Naprawdę nie pojmuję jak można przed własnym dzieckiem zataić taką rewelację? Ta myśl zakłóciła mój spokój, porządek i równowagę. Ta myśl... oraz cała masa jakichś obleśnych zwłok drobnego robactwa przyklejonych do szybki mojego kasku... Zatopiona we własnych myślach, dopiero teraz zorientowałam się, iż nie dość, że wsiadłam na ten piekielny (ale też wdechowy!) motor, to jeszcze pędzimy autostradą A1 niczym włoskie Pendolino (niepolskie - ma się rozumieć!) Matko Bossskaaa!!! Jezusie kochany!!! Panie Boże i wszyscy święci!!! Ratunku!!! Błagam, NIE!!! Ja wcale nie chcę jechać tą pyrkawką!!!
Chciałam postukać moją teściówkę po ramieniu i grzecznie się umizgać: "Jadziu kochana, zatrzymaj się, łaskawie cię proszę", jednak przy takiej prędkości nie byłam w stanie nawet odkleić moich dłoni od jej torsu. Zatem, niczym koala torbacz, przyssałam się jeszcze mocniej do jej pleców i ze strachu zaczęłam się modlić. W ciągu całej drogi z Trójmiasta do Warszawy odmówiłam w duchu 13 całych różańców, co daje 650 zdrowasiek oraz 65 "Chwała Ojcu..." W przerwach między modlitwami, klęłam na nią gorzej niż najbardziej wulgarny szewc, jednak w trosce o Wasze dobre samopoczucie, oszczędzę Wam szczegółów...
No! No to dojechałyśmy! I to całe!!! Dzięki Ci Matko Bossskaaa, Jezusie kochany, Panie Boże i wszyyyyyscy pozostali! Ufff!!! Jadźka zatrzymała się gdzieś w centrum stolicy, a dokładniej pod krwisto-czerwonym budynkiem o osobliwej nazwie "LEJDIZ - NAJT KLAB". Gdy zsiadłam w końcu z Harakiri (tak przewrotnie matka mojego Robaczka nazwała swojego seledynowego Ninja) poczułam przeszywający ból w moich dorodnych czterech literach. Był na tyle silny, że nie pozostało mi nic innego jak chodzić z szeroko rozstawionymi nogami, niczym gwiazda porno po całym dniu spędzonym w pracy (czyli wyglądałam tak, jakby mnie przeleciał tabun ciemnoskórych facetów z penisami wielkości maczugi.) Doprawdy nie wiem, co takiego porywającego co poniektórzy widzą w jeździe na motorze. Dupa boli, wiatr dmucha jak jasna cholera, scenerii Człowieku to ty nie popodziwiasz, bowiem widoczność ograniczona - głównie z powodu zamkniętych z przerażenia oczu...i to uczucie, jakby twoje życie miało już teraz dosięgnąć kresu. Dziwne...nawet bardzo dziwne, bo w towarzystwie Jadzi, to nawet po zejściu z motoru miałam takie swoiste poczucie, jakby śmierć czyhała na mnie tuż za rogiem.
O ile sie nie mylę, to trasa samochodem z Gdyni do Warszawy zajmuje około pięciu godzin, czyż nie? Moja teściowa, natomiast, wykonała ją na swoim Harakiri Ninja w niecałe godzinki dwie. Zatem pytanie do tęgich umysłów, niczym matematyczna łamigłówka: z jaką prędkością jechała Jadzia?
- Kaśka, wiesz co... - przerwała nagle moje rozmyślania - z tego co mi opowiadał mój syn o Tobie, wywnioskowałam, iż jesteś trochę sztywna. Dzisiaj, natomiast, gdy cię poznałam zrozumiałam, iż jesteś drętwa jak najsuchszy dowcip. Dlatego, ruszam Ci na ratunek i chcę Cię choć krztynę rozruszać - wypowiedziała to jednym tchem zacierając dłonie z zadowolenia, a gdy skończyła uśmiechnęła się szeroko i łobuzersko.
Że niby co, przepraszam??? Sztywna??? JAAA???!!! Phi! Gdybym NIE była cenioną, lubianą i powszechnie szanowaną nauczycielką, powiedziałabym, że Jadzia (a raczej francowata Jagucha!) O-CI-PIA-ŁA, a tak powiem tylko taktownie, że musi być nieobliczalna i absurdalna. JA, DRĘTWA??? Seriously?
A kto na panieńskim Moni ululał sie do tego stopnia, że puścił pawia na DJ'a i większość jego sprzętu, co zaowocowało tym, iż w całym klubie siadła muza?
Hmm? No JA!
A kto wziął udział w X-Factor z piosenką Show must go on, i jego wykon znalazł się na miejscu pierwszym listy: KOSMICI PROGRAMU - TOP 10?
Hmm? No JA!
A kto...yyy...a kto...yyy...zdaje się, że to było by chyba na tyle moich szaleńczych wybryków w przeciągu tych trzydziestu lat...

Ale to jeszcze nie koniec. O nie!!! Żmijowata Jadwigo, z pocałowaniem ręki dowiodę Ci tego, jak kozacka potrafi być twoja synowa...

C.D.N


6 komentarzy:

  1. Podoba mi się coraz bardziej :) Masz plan, historia, że tak powiem, trzyma się kupy ;) i posuwa naprzód, zmierzając do, przypuszczam, wybuchowego finału :)
    Moim zdaniem piszesz językiem troszkę zbyt potocznym. Rozumiem konwencję, ale mimo wszystko ograniczyłabym wielokropki :)

    Myślałaś nad wrzuceniem tego na jakieś forum dla początkujących pisarzy? Bywają tam naprawdę fajni i pomocni ludzie :) Jakbyś chciała, mogę co nieco w tej materii polecić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, nie dogodzisz;-) Ostatnio usłyszałam, że to opowiadanie momentami jest zbyt górnolotne. Ty, natomiast, twierdzisz, że język jest zbyt potoczny. Ach... po prostu będę pisała tak, jak to sobie wcześniej obmyśliłam. Jak się komuś podoba, to super. Jak nie, niech zagląda gdzie indziej;-) Takie fora dla początkujących pisarzy znam i odwiedzam, ale jak dla mnie to nuuudy;-)
    Baaaaaaardzo Ci dziękuję za komentarz.
    Do następnego;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Wiolu, napiszę Ci komentarz na fb. Przyszło mi kilka myśli do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oplułam monitor :) ze śmiechu of course! :) czekaaam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy kolejna część...??? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. wiele pomysłów postaram sie wykorzystać dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń